sobota, 20 lipca 2013

Larry Stylison IV

Strasznie zaniedbałam bloga o.o To jest dziwne biorąc pod uwagę fakt że całymi dniami siedze na twitterze. Jeżeli będziecie pisać komentarze to logiczne też będzie że będę pisać imaginy... Pokręciłam trochę :P Wracam do pisania i wiecie co? Strasznie się ciesze.
tt: we_ended_right

Jest pewien etap w życiu gdy czujesz, że zaczynasz wszystko od początku. I cholernie podoba mi się to, bo wiem, że rzeczy, które zostały spieprzone, naprawiam. Przynajmniej próbuje.
- Harry- słyszę szept- Śpisz?
Kiwam przecząco głową. Uśmiecham się gdy widzę, że siadasz na łóżku. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu Tomlinson przyszedł do mnie w nocy. Mam powód do radości.
- Też nie możesz spać?- pytasz głaszcząc moje loki
- Nie- mówię z chrypką.
Zawsze mam taką chrypkę. Jeszcze parę lat i może się przyzwyczaję.
Nagle czuję jak kładziesz się obok mnie. Robię sie czerwony gdy dotykasz mojego policzka. Przymykam powieki. Jakimś dziwnym sposobem twój dotyk sprawia, że jestem coraz bardziej śpiący, jednocześnie jest naprawdę bardzo przyjemnie. Chciałbym żebyś dotykał mnie tak codziennie.
Dzień IX
Gdy się obudziłem zobaczyłem Lou naprzeciwko mnie. Bawił się moimi włosami i uśmiechał się. Zastanawiałem się czy ten uśmiech jest kierowany do mnie czy może śmieje się.... Chwila.
Spojrzałem na dolną część pierzyny. Chciałem sobie przywalić, bo mój Hazzaconda powstał. Najgorsze jest to, że powstał przy Lou. Moja reakcja była natychmiastowa. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem prosto do łazienki.
- Kurwa- powiedziałem do swojego odbicia w lustrze.
Oparłem się łokciami o ścianę i walnąłem się w nią głową. Nie miałem zamiaru wychodzić z toalety. To było trochę niedojrzałe, ale jestem jeszcze dzieckiem. Pełnoletnim dzieckiem.
- Harry, wszystko w porządku?- usłyszałem twój głos.
- T- tak- odpowiedziałem.
- Nie ma się czym przejmować Hazz, chodź zrobimy śniadanie
Nie rozumiem jak mogłeś o tym tak spokojnie mówić. Sytuacja nie była normalna. W skrócie stanął mi przy najlepszym przyjacielu, gdy owy leżał obok mnie w łóżku. To pogrążające. Usiadłem na zimnych kafelkach.
- Już wychodzę- krzyknąłem gdy po raz setny spytałeś sie czy wszystko w porządku.
Zdenerwowany przekręciłem klucz w drzwiach.
- Weź się w garść- szepnąłem wychodząc z toalety.
Szybkim krokiem skierowałem się do sypialni i założyłem jakieś spodnie. Nawet nie zauważyłem Ciebie stojącego w drzwiach ze skrzyżowanymi rękoma. Czuje się niezręcznie gdy lustrujesz mnie wzrokiem.
- Wszystko w porządku?
- Tak Lou- mruknąłem szukając czystej koszulki
Spojrzałeś na ubrania które wyjmuję i zaśmiałeś się. Uniosłem jedną brew czekając aż wytłumaczysz. Podszedłeś do mnie i uśmiechnąłeś się. Zbliżyłeś swoje usta do mojego ucha tak, że oblała mnie fala gorąca. Wreszcie powiedziałeś parę słów przez które moje oczy powiększyły się dziesięciokrotnie. Słowa które będę codziennie wspominał.
- Zostań bez koszulki, będę miał czemu się przyglądać. Poza tym lubię twoje ciało.
Chyba właśnie umarłem.
***
Podczas śniadania zadzwoniła Eleanor. Powiedziała, że przyjdzie. A ja powiedziałem, że się nie zgadzam, ale kogo by słuchał pan Tomlinson? W końcu wyszło na to, że Eleanor będzie z nami cały dzień. To ja już wolę spędzić ten czas w pokoju zamknięty na cztery spusty (ode mnie: chciałam jeszcze coś dodać ale nie będę obrażać Eleanor bo szanuję ją i gdybym jeszcze coś napisała to bym się naraziła Calderis (?))
- Hazz proszę zostań z nami- poprosił Lou gdy usłyszeliśmy dzwonek.
Tego właśnie się obawiałem. Że Louis zrobi te swoje oczy i użyje mojego zdrobnienia.
- Dobrze- powiedziałem z westchnięciem.
Zanim brunet otworzył drzwi poprawił fryzurę.
- Nie strój się tak dla niej- zaśmiałem się obserwując jego poczynania
- A kto powiedział, że robię to dla Eleanor?- spytał i puścił mi oczko po czym nacisnął na klamkę.
Chwilę później brunetka wisiała mu na szyi a on obejmował ją w pasie. Tomlinson gdzie mamy siekierę? Odchrząknąłem zwracając na siebie ich uwagę.
- Cześć Eleanor- zmusiłem się do uśmiechu
- Harry- spojrzała na mnie.
Przecież ona nawet się nie stara! Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się do salonu. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na naszą "szczęśliwą" parę. Louis usiadł obok mnie. Brunetka natomiast władowała się na jego kolana. Spier, znaczy odejdź.
- Muszę ci coś powiedzieć- krzyknęła z podekscytowaniem nie zwracając na mnie uwagi.
Brunet spojrzał na nią uważnie skupiając się na jej piskliwym głosie.
- Wynajęłam nowe mieszkanie- koontynuowała- Jest dość duże, za duże jak dla mnie samej i chciałabym tam z tobą zamieszkać- dokończyła przytulając chłopaka.
No chyba żartujesz. Spojrzałem na Tomlinsona a on na mnie. Pokiwałem głową. Poczułem łzy w oczach. Uniosłem lekko kącik ust i wstałem z kanapy. Udałem się do mojego pokoju. Trzasnąłem drzwiami i usiadłem na ziemi. Nie miałem ochoty na żadne towarzystwo.
- Ten pokój był zbudowany z myślą o ataku pieprzonych zombie. Prościej mówiąc nikt narazie tu nie wejdzie.

Krótki, spieprzony ale jest :) czekam na uwagi i komentarze.
Mówcie jak mijają wakacje :)